Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Felieton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Felieton. Pokaż wszystkie posty

7.3.12

NOWY NUMER GRABARZA POLSKIEGO JUŻ W SIECI!

Nowy, trzydziesty piąty numer Grabarza Polskiego, poświęcony CONANOWI BARBARZYŃCY właśnie ujrzał światło dzienne. A w nim jakże miła informacja - książka MASTERTON. OPOWIADANIA. TWARZĄ W TWARZ Z PISARZEM zdobyła tytuł książki roku 2011 polskiego autora! Poza tym w numerze przeczytacie mój felieton z cyklu KRWIĄ PISANE, zatytułowany O ZASADACH PISANIA. Zapraszam do lektury!

28.6.11

BLUES KRÓTKIEJ FORMY W NOWYM GRABARZU

Na nowy numer Grabarza Polskiego trzeba było długo czekać, niemniej już jest. Do pobrania za darmo, jak zawsze. Trzydziestka jedynka to cała masa horrorowych rewelacji, pośród których znajdziecie mój felieton z cyklu KRWIĄ PISANE, zatytułowany BLUES KRÓTKIEJ FORMY, w którym pochylam się nad polskimi zbiorami opowiadań grozy. Zapraszam do ściągania i czytania!

1.4.11

NOWY NUMER GRABARZA POLSKIEGO JUŻ W SIECI!

Nowy numer Grabarza Polskiego jest już dostępny w sieci. Znajdziecie w nim mój felieton o duchach, zatytułowany DUCHY SĄ..., a także recenzję powieści Lee Childa JUTRO MOŻESZ ZNIKNĄĆ. Oprócz tego, jak zawsze, cała masa recenzji filmowych i książkowych, wywiady, opowiadania oraz kilka ciekawych konkursów, w których możecie wygrać między innymi książki Grahama Mastertona i Morta Castle`a. Zachęcam do pobrania numeru.

20.2.11

NOWY GRABARZ POLSKI JUŻ DO POBRANIA!

Nowy numer Grabarza Polskiego to same niespodzianki kierowane pod adresem moim i Kazka. Nie dość, że okładka została zainspirowana powieścią EFEMERYDA, to jeszcze pismo opublikowało wyniki grabarzowego plebiscytu. Powieść KOSZMAR NA MIARĘ zajęła pierwsze miejsce w kategorii „polska powieść roku 2010” według redaktorów Grabarza Polskiego i drugie miejsce w tej samej kategorii według czytelników pisma. Bardzo dziękuję! To diablo miłe wyróżnienie.

Nowa Graba to także obszerny wywiad, jaki Ola Zielińska przeprowadziła z Kazkiem i ze mną między innymi na temat naszej najnowszej powieści. Autorka podzieliła się również swoimi wrażeniami po lekturze EFEMERYDY. Na koniec zachęcam do lektury mojego nowego felietonu, zatytułowanego PISARZ TEŻ CZŁOWIEK. Pobierajcie więc nowy numer!

26.12.10

ZNOWU "KRWIĄ PISANE"

Wspominałem poprzednio, że w najnowszym Grabarzu Polskim będzie można przeczytać mój nowy felieton. No i jest. Druga część KRWIĄ PISANE nosi tytuł: „Stare, dobre, krwawe lata osiemdziesiąte”. Numer 27 GP do pobrania ze strony: www.grabarz.net/

1.12.10

KRWIĄ PISANE W GRABARZU POLSKIM

Z sieci można już pobrać najnowszy, dwudziesty szósty numer Grabarza Polskiego. Znajdziecie w nim pierwszy (i całkiem możliwe, że nie ostatni) felieton z cyklu KRWIĄ PISANE mego autorstwa, zatytułowany „Spółka z nieograniczoną odpowiedzialnością”. Tekst traktuje o pisaniu w duetach. W nowej Grabie przeczytacie również moje dwie recenzje: powieści grozy „Maska” Deana Koontza oraz kryminału „Mucha” Jacka Skowrońskiego. Miłej lektury!

7.10.10

DUCHY SĄ... W NOWEJ GILDII

Czasami zdarza mi się mówić, że wierzę tylko w to, co widzę. Nie do końca jest to prawda, gdyż wierzę w Boga, a przecież go nie widziałem. Wierzę, że po śmierci „coś” jest, nie mrok, nie pustka, ale „coś”, nie wiem jak to nazwać, może krainą wiecznego szczęścia, albo chociaż światem równoległym. Nie widziałem tej krainy, tego świata, ale usiłuję wierzyć, że coś takiego istnieje, chcę zakładać, że tak jest.

Nie wierzę w UFO, choć nie wykluczam, że gdzieś daleko, setki miliardów kilometrów od Ziemi, gdzieś w odległych przestrzeniach wszechświata istnieje inteligencja. Nie wiem czy nas odwiedzają, śmiem w to wątpić. Wychodzę z założenia, że najlepszym dowodem, że istnieją inteligentne byty pozaziemskie jest to, że się z nami nie kontaktują. Mogą nas obserwować, ale czy to robią?

Nie wierzę też w cuda. W siłę tych wszystkich uzdrowicieli, którzy wymachują nam przed oczyma pierścieniami, amuletami, wisiorkami i zapewniają, że siły witalne, które w nas wlali i energia, którą przekazali, pozwolą nam na życie w szczęściu i dostatku. Gówno prawda, co nie? Kiedy jeszcze zaczynają zapewniać ciężko chorych o tym, że zahamowali rozwój choroby, robi mi się podwójnie niedobrze. Gdy moja babcia umierała na raka, pojechałem z mamą do znanego uzdrowiciela. Facet chuchnął kilka razy w kawałek waty, schował go do płóciennego woreczka, skasował podwójną miesięczną pensję mej rodzicielki i życzył wszystkiego najlepszego. Babcia umarła miesiąc później.

Nazwijcie mnie niedowiarkiem, ale nie wierzę również, gdy mówi mi się, że świat polskiej polityki będzie kiedyś godny zaufania, ani gdy zapewnia się mnie, że zmaleje bezrobocie, albo gdy ktoś obiecuje mi lojalność i zaufanie. Pokaż, udowodnij, a wtedy ci uwierzę, myślę sobie.

Pewnie wielu z was z dużym dystansem odnosi się do kwestii związanych z duchami, zjawami, poltergeistami. Jak zwał, tak zwał. Czytujecie książki o nawiedzonych domach, o opętaniach, ludziach, którzy mieli kontakty w duchami. Boicie się, emocjonujecie, czujecie ciekawość, po waszych plecach przebiegają dreszcze. Reagujecie różnorako, ale macie świadomość, że to fikcja. Czy to macie do czynienia z beletrystyką, czy poradnikiem z rodzaju „jak skontaktować się ze zmarłym dziadkiem” wiecie, że to tylko książka. Ja sam uwielbiam książki i filmy z nurtu ghost story. Przeważnie mnie odprężają, dostarczają wrażeń, jakich potrzebuję.

Wiele razy rozmawiałem ze znajomymi na temat tego, jak postrzegają kwestie związane z duchami. Wierzycie w duchy? Widzieliście jakiegoś? Wielu nie widziało, ale wierzy, a nawet chciałoby zobaczyć! Wielu twierdzi, że widziało, na przykład zmarłą ciotkę przechadzającą się ulicą, na której wiele lat temu zginęła pod kołami samochodu. Albo dziadka, stojącego przy oknie w salonie i uśmiechającego się ciepło, jakby chciał powiedzieć, że wszystko u niego w porządku. Kilku moich znajomych słyszało dźwięki, które nie miały prawa się rozlegać w ich domach. Na przykład słyszeli skrzypienie podłogi w przedpokoju i wyraźne kroki, ciężkie, powolne, jakby ktoś chadzał z kąta w kąt, ewidentnie chcąc zwrócić na siebie uwagę...

Reszta
TUTAJ

4.4.10

MODA NA STEPHENÓW KINGÓW

Zastanawiam się jak to jest, że USA ma jednego Stephena Kinga, natomiast Polska ma ich przynajmniej pięciu. Od jakiegoś czasu obserwuję zjawisko, którego nawet nie chcę nazywać, a które najwyraźniej zdaniem marketingowców stało się tak popularne, że można je swobodnie rozpowszechniać licząc na zysk (?) dla wydawnictwa i autora. Szkoda tylko, że biedny Czytelnik zdany jest na łaskę losu, nierzadko zaciskając zęby z bezradności wywołanej tym, że został oszukany. Oczywiście, Czytelnik wie, że nazwisko autora książki znajduje się na froncie okładki, pisane nierzadko WIELKIMI literami. Ale skąd ma u licha wiedzieć, że komentarz wydawcy informujący (i powielany w mediach), że autor bestsellerowego bestsellera, Jan Kowalski, będący drugim Stephenem Kingiem (sic!), to zwykła ściema? Oczywiście, wielu wie, że to ściema, bo King jest tylko jeden; a tego typu porównania powinny budzić ogólną litość. Ale jednak wciąż zaczytujemy się w nowych polskich Stephenach Kingach! I tu wychodzi na wierzch problem. Spece od reklamy robią sobie z Czytelnika jaja? A może Czytelnik to naiwna jednostka i jest oszukiwany niejako na własne życzenie?

Sytuacja na polskim rynku wydawniczym jest trudna, nie da się zaprzeczyć. Dobrze, to znaczy z sympatycznym zyskiem dla wydawnictwa i autora, sprzedają się jedynie bardzo znane nazwiska. Jak wiadomo, i co jest absolutnie zrozumiałe, każdy chce zarobić, wyrwać trochę grosza dla siebie, pójść na piwo bez lęku, że nazajutrz nie będzie miał co do garnka włożyć. Lecz czy na pewno nie stać nas na lepszą reklamę pisarzy i ich książek?

Gdy po raz pierwszy zetknąłem się z książką Jana Kowalskiego, promowanego jako Stephen King Polskiej Grozy! czy też Polski Stephen King!, pomyślałem sobie: Fajnie, wszystkiego trzeba spróbować. Szkoda tylko, że po lekturze rodzimego Kinga pozostał delikatny niesmak. Bo historia, choć niezła, nijak nie podobna do żadnej z kingowskich. Ani fabularnie, ani narracyjnie, ani stylistycznie Jan Kowalski nie jest choćby podobny do króla horroru. W porządku, jeden polski kulawy King nie zawadzi, dumałem swego czasu. Ale gdy pojawił się kolejny, a potem jeszcze jeden Stephen King Polskiej Grozy, rozbolała mnie głowa.

Zapewne miłe dla autora jest porównanie jego takiej czy innej książki do twórczości mistrza gatunku, ale granica pomiędzy odczuwaniem przyjemności, a zażenowaniem, wynikająca z intensywności takich porównań, jest, jak podejrzewam, coraz bardziej cienka. A samo porównywanie Kowalskiego czy Nowaka do Kinga, krzywdzące jest nie tylko dla polskich twórców, ale i Czytelników.

Jako czytelnikowi pochłaniającemu tygodniowo dwie książki, a także jako autorowi horrorów, zdecydowanie bardziej uczciwa, wiarygodna i zachęcająca wydaje się reklama, w której autor powieści pozostaje sobą: Dumnym Twórcą Polskiej Grozy, po prostu Janem Kowalskim.

Bo tak jest uczciwiej. I poważniej. Bo polski autor horroru również potrafi pisać, ma swoją wizję rozwoju gatunku i własne pomysły, których nie musi się wstydzić. Nie trzeba się podpierać Kingiem. To nieładnie wygląda. I jest zbędne.

Stephen King jest jeden. Wielu rodzimych pisarzy dorównuje mu stylem i pomysłami. Nie inaczej. Może nawet są lepsi od niego. Józef Nowak czy Jan Kowalski. Autorzy Polskiego Horroru. To naprawdę brzmi dumnie!

Do wszystkich piszących horrory, tych, którzy wychowali się na Kingu, Lovecrafcie, Barkerze, Mastertonie: promujmy się jako Autorzy Polskiej Grozy. Jako twórcy oryginalni. Nie jako naśladowcy. Nie dajmy się zwariować dla kilku dodatkowo sprzedanych egzemplarzy. W dodatku sprzedanych nieuczciwie.