Graham Masterton powiedział kiedyś, że postać Jima Rooka posiada cechy charakteru, którymi on sam się wyróżnia. Luzackie podejście do życia, poczucie humoru, zamiłowanie do literatury, otwartość wobec ludzi i otaczającego świata – to tylko niektóre te cechy. Cechy, którymi Rook epatuje od pierwszej części cyklu „Rook” aż po część… szóstą, czyli „Ciemnię”. Inaczej sprawa ma się z najnowszą powieścią ze wspomnianej serii: „Złodziejem dusz”, która właśnie ujrzała światło dzienne za sprawą wydawnictwa Albatros. W tejże części bohater jest inny, co natychmiast rzuca się w oczy i stanowi nie lada zagwostkę. Dlaczego Rook się zmienił i w jaki sposób? I czy Masterton wciąż tworzy tego bohatera na swoje podobieństwo? Ot, pytania! Na ostatnie, niestety, nie znam odpowiedzi, ale nad dwoma poprzednimi można otwarcie podyskutować.
Tryskający humorem, przesympatyczny nauczyciel języka angielskiego w szkole dla dzieci z lekka zacofanych społecznie w „Złodzieju dusz” ani nie tryska humorem ani nie jest zbytnio sympatyczny, a już na pewno nie okazuje „dobrego serca” uczniom w swojej klasie. Co zadziwia, jest opryskliwy, nierzadko chamski i kompletnie umęczony swoją robotą. To pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę w tej skądinąd przyzwoitej książce. Zadziwiające jest to, w jaki sposób Rook zwraca się do swoich uczniów oraz jaką postawę przyjmuje wobec posady nauczyciela. Krótko mówiąc: zdaje się mieć to wszystko w pompce. Jeszcze w „Ciemni” jawił się jako zupełnie inny facet. Teraz coś go wyraźnie gnębi i choć w powieści tak naprawdę nie rysuje się konkretna odpowiedź, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, wiemy przecież, że kolejne części serii już powstają i pozostaje czekać na „wyjaśnienia”. Masterton zastosował swego rodzaju trik? Puścił oczko do czytelnika? Miejmy nadzieję, bo takie, a nie inne zachowanie Rooka jest co najmniej zastanawiające.
Reszta TUTAJ
Tryskający humorem, przesympatyczny nauczyciel języka angielskiego w szkole dla dzieci z lekka zacofanych społecznie w „Złodzieju dusz” ani nie tryska humorem ani nie jest zbytnio sympatyczny, a już na pewno nie okazuje „dobrego serca” uczniom w swojej klasie. Co zadziwia, jest opryskliwy, nierzadko chamski i kompletnie umęczony swoją robotą. To pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę w tej skądinąd przyzwoitej książce. Zadziwiające jest to, w jaki sposób Rook zwraca się do swoich uczniów oraz jaką postawę przyjmuje wobec posady nauczyciela. Krótko mówiąc: zdaje się mieć to wszystko w pompce. Jeszcze w „Ciemni” jawił się jako zupełnie inny facet. Teraz coś go wyraźnie gnębi i choć w powieści tak naprawdę nie rysuje się konkretna odpowiedź, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, wiemy przecież, że kolejne części serii już powstają i pozostaje czekać na „wyjaśnienia”. Masterton zastosował swego rodzaju trik? Puścił oczko do czytelnika? Miejmy nadzieję, bo takie, a nie inne zachowanie Rooka jest co najmniej zastanawiające.
Reszta TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz