13.10.10

O "REGULE DZIEWIĄTEK" TERRY'EGO GOODKINDA

Od czasu do czasu natrafiam w sieci na recenzje „Miecza prawdy” Terry’ego Goodkinda, słyszałem też o fanklubie tej serii, ale nigdy nie sięgnąłem po żadną z książek pisarza. Nie przepadam za cyklami fantasy, choć nie wiem nawet czy „Miecz prawdy” to typowe fantasy. Jedno jest pewne – okładki pozycji z tej serii kompletnie do mnie nie przemawiają.

Gdy wpadła mi w ręce „Reguła dziewiątek”, targnęły mną mieszane uczucia, ale jako, że skądinąd ceniony przeze mnie wydawca, obiecuje zaskakujące zwroty akcji, pościgi, zamachy i inne elementy, mogące kojarzyć się z thrillerem czy sensacją, pomyślałem, że może warto poznać prozę Goodkinda.

Ta książka jest pierwszą częścią nowego cyklu pisarza i zarazem tytułem, który dostarczył mi całkiem sporej dawki dobrej zabawy. Bohaterem „Reguły dziewiątek” jest dwudziestosiedmioletni mężczyzna, Alex Rahl, z natury introwertyk, nie do końca spełniony malarz, mający jednak na koncie kilka intrygujących obrazów. Mieszka na przedmieściach i prowadzi raczej mało interesujący dla postronnych żywot. Regularnie spotyka się jedynie z dwiema osobami: nieco ekscentrycznym dziadkiem i przebywającą w zakładzie psychiatrycznym matką, która czasami nawet go nie poznaje. Alex ma też dziewczynę, ale szybko z nią zrywa. Ta jednak nie odpuszcza mu tak łatwo…

Podobnie jak nie odpuszcza mu dwóch zbirów, usiłujących rozjechać ciężarówką jego i pewną śliczną młodą dziewczynę, której ostatecznie Alex ratuje życie.

Intrygi zaczynają się mnożyć a klimat gęstnieje. Nowopoznana dziewczyna – Jax – pochodzi z miejsca, o którym Alex nigdy nie słyszał i całkiem nieźle posługuje się magią. Szkopuł w tym, że w świecie Alexa jej umiejętności są praktycznie bezużyteczne. A to znacznie utrudnia jej działania. Gdy Rahl dowiaduje się, że jego misją jest ocalenie świata Jax, a także wypełnienie pewnego proroctwa, jego życie przestaje kojarzyć się z żywotem stroniącego od ludzi malarza.

„Reguła dziewiątek” to powieść, w której cały czas „coś się dzieje”. Goodkind przekonał mnie do siebie pod kilkoma względami. Przede wszystkim polubiłem jego bohaterów, bo są elastyczni i naprawdę widoczni. Kolejnym plusem są porządnie skonstruowane scenerie. Poza tym autor ma wyobraźnię, której wielu doświadczonych pisarzy mogłoby mu pozazdrościć. Opisy w „Regule dziewiątek” nie imponują może złożonością, ale sugestywnością i klarownością już tak. Goodkind nie używa zbędnych słów. Opowiada prosto i bardzo wiarygodnie, przez co utożsamienie się z bohaterem nie powinno sprawić czytelnikowi większego kłopotu.

To przyzwoita książka, dzięki której otworzyłem się na kolejnego autora, a biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio mam łeb jak sklep, to nie lada wyczyn.

2 komentarze:

  1. Ależ mnie te dziewiątki prześladują, no ;]
    W zasadzie nie wiem, czy przeczytam. Mam jakąś awersję do autora... hm.
    Jak tylko trafi mi się okazja - może :)
    Ok. Przeczytam. Rob, masz dar przekonywania ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten cykl, jak słyszałem, mocno się będzie różnił od "Miecza...".
    Rebis wypuścił właśnie KONKWISTADORA. Aztekowie, Cortez i te sprawy. To muszę mieć.

    OdpowiedzUsuń