Dwa miechy nowego roku już praktycznie za nami. Jeszcze tylko weekend i nadciągnie zwiastun wiosny. Żeby i wraz z nim jakieś stopnie Celsjusza przyleciały, to już w ogóle byłby git.
Najbardziej zadowolony jestem z tego, że przez ostatnie dwa miesiące nie miałem w ustach ćmika. Nie powiem, że nie ciągnęło, ba, ssie mnie nawet teraz, gdy próbuję stukać w klawisze, ale póki co uparcie powtarzam nałogowi: w y p i e r d a l a j. Przez miesiąc żułem gumy antynikotynowe (zżerają dwa razy więcej forsy niż papierosy, ale pomagają, jeśli ktoś naprawdę chce skończyć z nałogiem), a potem przerzuciłem się na orbitki. I jem dwa razy więcej, pogłębiając tym samym mój kolejny nałóg: żarcie z McDonalds’a. Lubię te pieczone szczurki polane guanem i posypane kozimi bobkami. Chwała Najwyższemu za McDrive, nie muszę dzięki temu oglądać jak golą te biedne zwierzęta...
Coraz więcej czasu spędzam ostatnio na lodowiskach. O ile mojego pierwszego skeczu z łyżwami na nogach nie powstydziłby się nawet kabaret Tej, tak każde kolejne, przyznaję z dumą, są już dużo mniej śmieszne. Uczę się jeździć. Wciąga, dziadostwo. Początkowo pomykałem na Maltę – mają tam takie kameralne, niewielkie, kryte lodowisko, idealne, aby nauczyć się jeździć – a ostatnio zasuwam na Chwiałkę, na pełnowymiarowe boisko do hokeja. Można śmiało poskakać, piruety porobić, salta, poczwórne toeloopy...
Redakcja KOSZMARU NA MIARĘ właśnie dobiegła końca. Wraz z Kazkiem Kyrczem możemy wreszcie trochę odsapnąć, popić i pogadać o świecie realnym... Poprawki nad powieścią zżerały naszą każdą wolną chwilę, dnia i nocy. Tutaj chciałbym przeprosić wszystkich kumpli, znajomych i nieznajomych, którym nie odpisałem jak trzeba na maile. Nie miałem po prostu czasu. Nadrobię po weekendzie.
Planujemy z Kazkiem kilka akcji promocyjnych KOSZMARU... Będą wystąpienia w radiu, może telewizji, całkiem sporo spotkań autorskich (najbliższe w kwietniu w Sopocie, więc pakujcie się do syren i trabantów i przyjeżdżajcie), nie zdziwcie się również jak otrzymacie zaproszenie na naszej-klasie od jednego z bohaterów naszej książki. Bartek Lipski to równy gość, zaufajcie mi. A premiera KOSZMARU... planowana jest na 9 kwietnia.
Dość często dostaję pytania odnośnie książki o Grahamie Mastertonie. Wraz z Piotrem Pocztarkiem planujemy ukończyć ją do końca marca. Teksty Mastiego (opowiadania, fragment powieści, felieton i inne bajery) poszły do tłumaczenia i to trochę potrwa, stąd my, autorzy, będziemy mieli jeszcze czas, aby dopracować książkę. A znajdzie się w niej masa świetnych gadżetów takich jak (ostatnio pozyskane): przepisy kulinarne pisarza, wywiad z jego najstarszym synem Rolandem i żoną Wiescką. Niedawno pisałem, że książka ma szansę ukazać się na koniec 2010 roku. Bo ma. Ale jak się sprawy potoczą, strzygi i latawce raczą wiedzieć.
Na weekend wyjeżdżam do Iławy. W pociągu może uda mi się popisać opowiadanie, które zacząłem tydzień temu. O gostku, który wsiada do pustego pośpiechu, a potem orientuje się, że jednak nie jest sam, a fakt ten wywołuje w nim śmiertelne rozwolnienie. Nagle pojawia się jego babcia i mówi, że umarł, a on na to, że przecież żyje i wyciąga telefon komórkowy, a tam sms od babci: „Gdzie jest forsa z pierwszej komunii?”. Gostek wkurza się i odstrzeliwuje jej głowę, a ona na to, że wcale ją nie bolało...
Jak ktoś kiedyś powiedział: niedługo (ja dzięki swoim opowiadaniom) stanę się tak sławny i bogaty, że jednorazówką będę golił się tylko raz.
Do przeczytania następnym razem.
Najbardziej zadowolony jestem z tego, że przez ostatnie dwa miesiące nie miałem w ustach ćmika. Nie powiem, że nie ciągnęło, ba, ssie mnie nawet teraz, gdy próbuję stukać w klawisze, ale póki co uparcie powtarzam nałogowi: w y p i e r d a l a j. Przez miesiąc żułem gumy antynikotynowe (zżerają dwa razy więcej forsy niż papierosy, ale pomagają, jeśli ktoś naprawdę chce skończyć z nałogiem), a potem przerzuciłem się na orbitki. I jem dwa razy więcej, pogłębiając tym samym mój kolejny nałóg: żarcie z McDonalds’a. Lubię te pieczone szczurki polane guanem i posypane kozimi bobkami. Chwała Najwyższemu za McDrive, nie muszę dzięki temu oglądać jak golą te biedne zwierzęta...
Coraz więcej czasu spędzam ostatnio na lodowiskach. O ile mojego pierwszego skeczu z łyżwami na nogach nie powstydziłby się nawet kabaret Tej, tak każde kolejne, przyznaję z dumą, są już dużo mniej śmieszne. Uczę się jeździć. Wciąga, dziadostwo. Początkowo pomykałem na Maltę – mają tam takie kameralne, niewielkie, kryte lodowisko, idealne, aby nauczyć się jeździć – a ostatnio zasuwam na Chwiałkę, na pełnowymiarowe boisko do hokeja. Można śmiało poskakać, piruety porobić, salta, poczwórne toeloopy...
Redakcja KOSZMARU NA MIARĘ właśnie dobiegła końca. Wraz z Kazkiem Kyrczem możemy wreszcie trochę odsapnąć, popić i pogadać o świecie realnym... Poprawki nad powieścią zżerały naszą każdą wolną chwilę, dnia i nocy. Tutaj chciałbym przeprosić wszystkich kumpli, znajomych i nieznajomych, którym nie odpisałem jak trzeba na maile. Nie miałem po prostu czasu. Nadrobię po weekendzie.
Planujemy z Kazkiem kilka akcji promocyjnych KOSZMARU... Będą wystąpienia w radiu, może telewizji, całkiem sporo spotkań autorskich (najbliższe w kwietniu w Sopocie, więc pakujcie się do syren i trabantów i przyjeżdżajcie), nie zdziwcie się również jak otrzymacie zaproszenie na naszej-klasie od jednego z bohaterów naszej książki. Bartek Lipski to równy gość, zaufajcie mi. A premiera KOSZMARU... planowana jest na 9 kwietnia.
Dość często dostaję pytania odnośnie książki o Grahamie Mastertonie. Wraz z Piotrem Pocztarkiem planujemy ukończyć ją do końca marca. Teksty Mastiego (opowiadania, fragment powieści, felieton i inne bajery) poszły do tłumaczenia i to trochę potrwa, stąd my, autorzy, będziemy mieli jeszcze czas, aby dopracować książkę. A znajdzie się w niej masa świetnych gadżetów takich jak (ostatnio pozyskane): przepisy kulinarne pisarza, wywiad z jego najstarszym synem Rolandem i żoną Wiescką. Niedawno pisałem, że książka ma szansę ukazać się na koniec 2010 roku. Bo ma. Ale jak się sprawy potoczą, strzygi i latawce raczą wiedzieć.
Na weekend wyjeżdżam do Iławy. W pociągu może uda mi się popisać opowiadanie, które zacząłem tydzień temu. O gostku, który wsiada do pustego pośpiechu, a potem orientuje się, że jednak nie jest sam, a fakt ten wywołuje w nim śmiertelne rozwolnienie. Nagle pojawia się jego babcia i mówi, że umarł, a on na to, że przecież żyje i wyciąga telefon komórkowy, a tam sms od babci: „Gdzie jest forsa z pierwszej komunii?”. Gostek wkurza się i odstrzeliwuje jej głowę, a ona na to, że wcale ją nie bolało...
Jak ktoś kiedyś powiedział: niedługo (ja dzięki swoim opowiadaniom) stanę się tak sławny i bogaty, że jednorazówką będę golił się tylko raz.
Do przeczytania następnym razem.
O rany ten kawałek opowiadania solidnie mnie rozbawił :-) bardzo dziękuję za świetny prawie początek weekendu
OdpowiedzUsuńAgulla
1. A u Ciebie jeszcze Celsjusz nie skacze? W Krk śnieg już prawie znikł...
OdpowiedzUsuń2. Dasz radę i chwała za walkę z nałogiem :)
3. Ano, Kazek mówił, że macie straszny zapieprz. Dobrze, że to już koniec. I dla Was i dla czytelników :)
4. Nie mogę się doczekać na ,,Koszmar" :) Do Sopotu nie przyjadę (Matura w tym roku...;/), ale liczę, że Ty przybędziesz do Krakowa, tu także rozgłaszając dobrą nowinę o książce :)
5.Umarła babcia może sporo zamieszania zrobić ^^ Czekam na opowiadanie ;]
6. Do przeczytania!
Wytrwałości w walce z nałogiem życzę:)
OdpowiedzUsuńA na książkę czekam i się doczekać nie mogę.
PS: Zanosi się na bstsellerowe opowiadanie:)
Oprócz Naszej Klasy zaatakujcie koniecznie facebooka :)
OdpowiedzUsuńKurcze, nie moge sie doczekać "koszmaru" ;>
Powodzenia z rzucaniem nałogu!