4.11.09

O "NAWIEDZINACH"

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie lubię dostawać prezentów. Zresztą chyba każdy wyszedłby na łgarza, gdyby rzekł coś takiego. Jedna z moich znajomych sprezentowała mi ostatnio wypuszczoną przez Fabrykę Słów antologię, która zwie się „Nawiedziny”. Książkę zabrałem w podróż do Krakowa na Necroparty. I połknąłem na dwa razy. Wrażenia? Bardzo mieszane.

Na pochwałę zasługuje inicjatywa jaką było wydanie antologii autorów młodych i niekoniecznie zaprawionych w bojach. To dobrze, że ostatnio coraz częściej publikuje się młodych twórców, że daje im się szansę zabłysnąć w literackim światku. „Nawiedziny” to właśnie taka antologia, choć pojawiają się w niej nazwiska autorów, o których wcześniej już słyszeliśmy, jak choćby Andrzeja Sawickiego czy Oli Zielińskiej.

Do rzeczy jednak. Pozycja ta jest z rodzaju tematycznych, a teksty w niej zawarte traktują, najprościej rzecz ujmując, o duchach...

Pierwsze dwa opowiadania wywołały we mnie spore zdziwienie. Przez dłuższy czas zastanawiałem się o co w nich chodzi, albo też o czym miały opowiadać. Zdecydowanie nie powinny zostać umieszczone na „dzień dobry”, bo skutecznie odstraszają. Gdybym miał streścić te dwa utwory, chyba musiałbym przeczytać je powtórnie. Uleciały z mej pamięci jak koszmary, które śniłem wiele lat temu.

Dalej jest nieco lepiej, ale tylko na chwilę. Podobał mi się tekst Krzysztofa Baranowskiego „Leśniczówka ZADUPIE”. Prosty, klarowny, a przy tym wciągający. Kilka kolejnych to znowu spadek formy, po którym następuje strzał prosto w czytelnicze jaja. Radosławowi Schellerowi należy się duże piwo, bez dwóch zdań. Opowiadanie „Chcesz się zabawić?” kładzie na łopatki i długo nie pozwala wstać. Mieszanka grotechy, horroru i czarnego humoru czyni tę opowieść jedną z lepszych jakie ostatnio czytałem. Dobry język to jakby mus. Najbardziej liczy się historia, a ta jest po prostu świetna. Kiedy kumple Michała prezentują mu na urodziny możliwość ciupciania, chłopak doznaje pomylenia zmysłów, dosłownie i w przenośni. To jednak nie dla „urodzinowej” dziwki traci on głowę. Lilia, dziewczyna, dla której poszedłby do samego PIEKŁA pojawia się tylko na chwilę, aby zaraz zniknąć. Zostawia jednak plakietkę reklamującą „Gomorę”. Cóż to takiego? Wierzcie mi, warto się dowiedzieć.

Innym opowiadaniem niewątpliwie wartym uwagi jest „Dom” wspomnianej już Aleksandry Zielińskiej. Młoda autorka przedstawia historię niewidomej dziewczyny, która ma do wykonania pewną pracę w starym domostwie. Jak się okazuje, zarówno mieszkańcy jak i same lokum nie jest przyjaźnie do niej nastawione. Na szczególną uwagę zasługuje sposób w jaki zostali przedstawieni bohaterowie. Brak im sztampy, brak sztuczności, co powoduje, że czająca się w pobliżu groza tylko zyskuje na swej straszności. Od zawsze podziwiam u niektórych pisarzy zdolność do tworzenia wiarygodnych postaci, dzięki czemu przeżywane przez nich historię wydają się być prawdziwsze. Zielińska posiadła tę zdolność i rewelacyjnie przelewa ją na papier.

Cała antologia nie jest jednak taka straszna, jak zapowiada wydawca. Wiele tekstów jest najzwyczajniej w świecie słabych, a także bardzo słabych. Widać, że autorzy tej książki chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, popełnić utwory nie będące kalką innych opowiadań z nurtu ghost story. Niemniej niektórzy chyba przedobrzyli, niejako na siłę próbując tworzyć klimat grozy, albo też nie kreując go w ogóle.

Podsumowując: gdyby tę antologię odchudzić, byłaby z pewnością ciekawsza. Tak uważam. Dwa, trzy kiepskie teksty na kilkanaście nie czynią książki słabą, lecz kiedy pojawia się ich więcej...

2 komentarze:

  1. I oto dowód prawdziwej zbieżności gustów. "Nawiedziny", jest jedną z lepszych antologii, jakie ostatnio pochłonęłam! Możliwe, że kilka tekstów zostało tam "upchniętych kolanem" (zwłaszcza opowiadania pierwsze i ostatnie), ale to nie zmienia faktu, że poziom jest wysoki, a niektóre teksty powaliły mnie na ziemię swoją pomysłowością i koncepcją. Żaden z tego wprawdzie majstersztyk, ale za to antologia godna uwagi. No ale ja jestem tylko marnym, literackim żółtodziobem i to w dodatku z mózgiem wypranym przez studia polonistyczne xD
    IZOLDA

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie chciałbym się mądrzyć, daleko mi do tego:) A że gusta różne - wiadomo!
    Wydaje mi się jednak, że (co podkreśliłem w recce) wielu autorów odpuściło sobie klasyczne zagrania jakże charakterystyczne dla ghost story - wiesz, chałpua na odludziu, łowcy duchów, przypadkowi lokatorzy wciągnięci w wir paranormalnych wydarzeń. I to dobrze, że odpuścili, bo ileż można czytać stale o tym samym? Niemniej wykorzystując nowe, "świeże" pomysły zapomnieli chyba o elementach horroru, jakie powinny w utworach dominować. W przypadku dwóch, albo trzech opek poczułem ciary na plecach, zaś przy okazji lektury wielu innych opowiadań ze zbioru zauważyłem, że autorzy postawili na to, by nadać sporą głębię swoim tekstom. I tu co kto lubi. Ja wolę czuć ciary. Oczywiście nie neguję wspomnianego powiewu świezości, a jedynie podkreślam, że wielu tekstom brakuje pazura. Ghost story to wrażliwa konwencja, rządząca się swoimi prawami. Łatwo zjechać z bandy.
    Niemniej nie wątpię, że książka znajdzie swoich czytelników, może nawet fanów:)

    OdpowiedzUsuń