17.9.13

LAJF 15: JESIENNIE. KOLOROWO.

Kurwa.
Ależ marazm. Nic mi się nie chce pisać, nawet notki na bloga krótkiej, no nic.
Jesień. Co roku to samo. Jak się szaro i deszczowo zaczyna robić, opadam z sił.
Książka o Mastertonie stoi i se jeszcze postoi, bo straciłem do niej zapał.
Powieść leży dla odmiany. I kwiczy. Trzeba by było ruszyć, ale to jutro.
Zmęczony jestem. Urlop mi potrzebny. Kilka dni chociaż. Planuję w przyszłym tygodniu wybyć z rodziną do Iławy, trochę w cichym i spokojnym miejscu pobyć, pojechać do lasu, na rolkach pojeździć, obejrzeć jakiś film, z synem na długi spacer się wybrać i nie myśleć o niczym, jak Indianin.
Zobaczymy, czy się uda.
PRADAWNE ZŁO już po składzie, zaraz idzie do korekty i póki co nadal termin jesiennej premiery aktualny. Wyszło tego 280 stron. Nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz...
Pada.
Wciąż pada i zimno. Jak dziś rano wylazłem z domu, to miałem ochotę zaraz z powrotem wrócić. Zamiast tego pokłóciłem się z wszystkimi, z kim tylko się dało, a potem do pracy pojechałem.
Piję teraz trzecią kawę.
I chuj - krzyknęli Indianie. I ruszyli w krwawy bój.

2 komentarze:

  1. Miczku polecam żen-szen..Pigułki postawia Cie na nogi-efekt 100%...a przy okazji polecam kawke w Ostródzie:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Duszek Poznania dobra i zła.

    OdpowiedzUsuń