7.2.12

O "EFEMERYDZIE" NA POWIADAJĄ, ŻE

"Po „Siedlisku” i „Koszmarze na miarę” duet Kyrcz & Cichowlas wciąż pozostaje zaskakujący. Sama technika pisania „na spółkę” była i właściwie wciąż jest w naszym kraju rzeczą niecodzienną. Wprawdzie kolejne duety ujawniają się, lecz większość z nas dalej reaguje z zaskoczeniem na książki podpisane dwoma nazwiskami. „Efemeryda” jest kolejną tego typu pozycją, pokrętnym, syjamskim tworem, misz-maszem wizji i wyobrażeń dwóch osób. Aż dziw, że coś takiego może trzymać się kupy, prawda?

Otóż trzyma się i to całkiem mocno. Artur Gałecki, pilot pasażerskich linii lotniczych, jest, jak stwierdzicie po przeczytaniu ostatnich kart tej powieści, bohaterem niecodziennym, świetnym narzędziem w rękach autorów. Oto mamy światowca pełną gębą, spędzającego długie godziny za sterami podniebnych gigantów, zmęczonego życiem i potrzebującego czułości (zwłaszcza tej w najpierwotniejszej formie) człowieka, który z dnia na dzień odczuwa coraz większy lęk przed czymś, czego nie potrafi określić, spersonifikować. Przez dłuższy czas lęk ten jest nieokreślony, prawie że abstrakcyjny i urojony, a cały jego sens tkwi właśnie w niemożliwości wskazania wywołującego go czynnika. Gałecki widzi rzeczy, których nie ma, między innymi drzwi prowadzące do nieistniejących pomieszczeń; zaczyna bać się, że spowoduje katastrofę lotniczą. Jest to idealny pretekst do „podyskutowania” o tym, że los pasażerów samolotów zależy właśnie od pojedynczych osób, pilotów, takich jak Artur. Pilot też człowiek, może mieć zwidy, lęki, może telepać się w fotelu z przerażenia, prawda?

Cała ta książka jest jak samolot prowadzony przez szaleńca."...

Reszta
TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz