19.6.11

O "NIE MÓWCIE O MNIE ZA DUŻO" OLIVIERA I PATRICKA DE FUNESÓW

Filmy z Luisem de Funsem poznałem dzięki mojemu tacie, który swego czasu nałogowo oglądał wszystko, w czym wystąpił ten słynny komik. Cykl z żandarmem był chyba najczęściej puszczanymi filmami w moim domu. Podobnie „Kapuśniaczek”, „Skrzydełko czy nóżka” czy „Zawieszeni na drzewie”. De Funes zawsze miał palmę pierwszeństwa, był nawet ważniejszy od Kargula i Pawlaka! Mój tato miał taśmy z wszystkimi filmami z de Funesem i mordował nimi każdego gościa, który do nas zawitał.

De Funes bawił mnie wiele lat temu i bawi mnie nadal, choć każdy film, w jakim wystąpił znam niemal na pamięć. Ten jego uśmieszek, twarde spojrzenie głęboko osadzonych oczu, gesty i mimika – Luis de Funes miał to opracowane do perfekcji.

Bo był perfekcjonistą, o czym między innym piszą jego dwaj synowie, Patrick i Olivier de Funesowie, w książce „Nie mówcie o mnie za dużo”, w całości poświęconej jednemu z najświetniejszych komików wszechczasów.

Obaj panowie opisują poszczególne etapy życia de Funesa, nie stroniąc od ciekawostek, których nie sposób znaleźć w Internecie. Olivier wystąpił na scenie u boku swego sławnego ojca sześciokrotnie, dzięki czemu poznał go także jako wielkiego aktora na scenie. A tam de Funes był kimś zupełnie innym, niż w życiu codziennym. Prywatnie co prawda miał wspaniałe poczucie humoru, co podkreślają jego synowie, ale poza tym bardzo stronił od ludzi, w restauracjach, jeśli już się tam wybierał, siadał w najbardziej oddalonych miejscach, na ulicy zawsze miał na sobie ciemne okulary i czapkę, a kontakt lubił utrzymywać jedynie z rodziną i najlepszymi przyjaciółmi, których znowu nie miał aż tak wielu.

Często mawia się, że de Funes był skąpcem. Jego synowie temu zaprzeczają, z miejsca opisując kilka sytuacji, które każą sądzić, że był wręcz rozrzutnikiem! Nie był też podobno zgredem, a już na pewno nie był zgredem w swoim własnym domu. Niekiedy ludzie, którzy zaczepiali go na ulicy mogli w ten sposób myśleć, gdyż peszyło go bycie celebrytą. O ile na deskach teatru czy na planie filmowym szybko wyzbył się stresu, tak przed kamerami i otoczony fanami czuł zdenerwowanie i suchość w ustach. Nie zawsze potrafił być wtedy miły.

Olivier i Patrick de Funesowie dzielą się z czytelnikiem wieloma zabawnymi opowiastkami z udziałem ich samych oraz ich sławnego ojca, a także opowiadają o jego bardziej prywatnym życiu. Poznacie tego aktora od strony, z której na pewno go nie znaliście. Pochodzicie po zamku w Clermont, ogromnej posiadłości de Funesa, którą do dziś zamieszkuje jego małżonka. Spotkacie prywatnego kierowcę i ochroniarza aktora, faceta o groźnym wyrazie twarzy, barczystego i z bliznami na twarzy, na widok którego ludzie dosłownie uciekali, a który spędził kawał życia w więzieniu (de Funes bardzo się z nim zaprzyjaźnił). Dowiecie się ponadto co przyczyniło się do pogorszenia stanu zdrowia aktora, a także jak wielu, de facto, miał fanów i w jaki sposób wykorzystywał swoją popularność dla własnych celów.

De Funes nie był w życiu prywatnym tak barwną postacią, jak bohaterowie, w których się wcielał. Książka „Nie mówcie o mnie za dużo” dosadnie to podkreśla.

Co prawda po tej pozycji spodziewałem się więcej (wydaje mi się, że mogłaby być znacznie obszerniejsza, wzbogacona o całą masę informacji dotyczących aktora ), to jednak nie można odmówić jej swoistej magii. Ta magia to niekoniecznie sprawka pióra synów Luisa de Funesa, ale faktu, że rzecz traktuje o wielkim człowieku, którego wspaniała twórczość wciąż żyje i żyć będzie zapewne długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz