15.7.10

O "STRACONYCH" JACKA KETCHUMA

„Jaka jest najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś?”

To pytanie zada jeden z bohaterów „Straconych” drugiemu bohaterowi. Odpowiedź, jaka początkowo padnie będzie kłamstwem... Lecz niedługo potem uświadczycie całej prawdy. Uderzy w Was z siłą pędzącej lokomotywy.

Prozę Jacka Ketchuma charakteryzuje sugestywność opisywanych wydarzeń. Nigdy nie zapomnę przemożnego uczucia bezradności w trakcie lektury „Dziewczyny z sąsiedztwa”. Miałem ochotę podrzeć książkę na kawałeczki.

Ketchum to mistrz w rozbudzaniu uczuć. W „Straconych” znowu pokazuje klasę. Swoją opowieść rozpoczyna mocnym uderzeniem. Ray Pye w brutalny sposób pozbawia życia dwie dziewczyny. Towarzyszący mu przyjaciele – Jennifer oraz Tim – zmuszeni są brać udział w wydarzeniach, które wcześniej mogli tylko oglądać w najostrzejszych thrillerach. Te wydarzenia pozostaną w nich. Złamią ich.

Ray Pye za swoje czyny nigdy nie został skazany. Detektyw Schilling jest z tego powodu mocno niepocieszony. Sądzi, że przeczucia go nie mylą, że chłopak jest winny, lecz to dowody liczą się w sprawie. Zdeterminowany zaczyna ich szukać.

Tymczasem Ray, Jennifer i Tim nadal się przyjaźnią. Lubią popić, zapalić trawę, walnąć w żyłę. Jennifer jest zakochana w Ray’u, ten natomiast to istny Casanova. Zdaje się, że ma powodzenie u dziewczyn, sporo z nimi flirtuje, a i nie stroni od dymania. Jest lekko nadpobudliwy, ale i mocno zakompleksiony. Zdrada to dla niego chleb powszedni, ale i Tim nie jest święty, skoro podprowadza najlepszemu kumplowi haszysz. Relacje trójki naszych bohaterów są z pozoru dobre, ale wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć.

I ten koniec jest mocno odjechany...

Póki co trwa śledztwo, które zdaje się zmierzać ku martwemu punktowi, a życie niewielkiego miasteczka pod Nowym Jorkiem jest niemalże nudne. Większość mieszkańców sprawia wrażenie starych poczciwców, lubiących napić się piwa i obejrzeć mecz. Młodzi szukają lepszych posad, umawiają się na randki, przygotowują do wyjazdów na uczelnie. Ot, życie. Ale nad zwyczajnym miasteczkiem wisi nadzwyczaj ciemna chmura w postaci Raya Pye’a. Z tej chmury nie spadnie jednak deszcz, a krew.

Ketchum zna się na ludzkich słabostkach, wie, gdzie uderzyć, aby zabolało. Jego prozę trzeba czuć, potrafić się z nią utożsamić - tu wielki plus należy się również tłumaczowi, który gładko przekazał nam magię słów pisarza. „Straceni” to od strony psychologicznej miażdżąca powieść, thriller, który na długo pozostaje w pamięci. Przemyślany, sprytny, brutalny, wiarygodny. Jeden z lepszych z jakimi miałem do czynienia. W tej książce każdy bohater posługuje się innym językiem, każde wydarzenie zwiastuje nadciągający dramat, jednocześnie przypomina nam o tym, co już się stało. Nie jest to historia dla każdego.

Czytelnik jest uwięziony między ścianami, w które Ketchum powbijał ostre pale, z zamiarem wywołania zabójczego odlotu.

Tymi ścianami są „Straceni”.

2 komentarze:

  1. I kolejka książka, którą muszę kupić :)
    Po lekturze ,,Dziewczyny z sąsiedztwa" nie ma szans, bym nie kupił tej pozycji^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjna recenzja. Książkę na pewno przeczytam, nie ma opcji, aby było inaczej.

    OdpowiedzUsuń