10.12.09

O "PĘKNIĘCIU" KARIN SLAUGHTER

Właśnie skończyłem czytać „Pęknięcie”, nowy thriller Karin Slaughter. Cholernie dobra książka. Zresztą nie jedyna w dorobku tej sympatycznej pisarki. Kiedy kilka lat temu połknąłem „Niewiernego” wiedziałem, że jeśli wydawnictwo Rebis będzie chciało wbić powieści Slaugher na polski rynek, zyskają one popularność. I stało się. „Niewierny” pociągnął za sobą „Przywilej skóry”, a ten z kolei wyśmienity „Tryptyk”, w której to książce po raz pierwszy pojawił się agent specjalny Will Trent. W „Pęknięciu”, swoistej kontynuacji „Tryptyku” bohaterowie są jeszcze żywsi, a fabuła pędzi na łeb na szyję, a podczas lektury nie raz otwierałem szeroko gębę ze zdumienia. Zaryzykuję stwierdzenie, że Karin Slaugher to najlepsza współczesna autorka thrillerów. I jedna z bardziej ciekawych. Kiedy przy okazji premiery „Niewiernego” robiłem z nią wywiad okazała się niezwykle cierpliwa i „swojska”, jeśli wiecie, co mam na myśli. Wbrew pozorom jej twórczość w dużej mierze opiera się na doświadczeniach, które zdobywała przez lata, niekoniecznie w zawodzie, jaki wykonują jej bohaterowie. Opisuje swoje lęki, inspiracje, ludzi, którzy są jej bliscy, a także miejsca, które ceni, nierzadko też rodzinne strony. Jest szczera i naturalna, zarówno w bezpośrednim kontakcie z czytelnikiem jak i na kartach swych książek. Cenna zaleta. To jedna z tych pisarek, po której kawałki sięgam absolutnie w ciemno, doskonale wiedząc, że nie będę żałował.

Tak jak i wcześniejsze utwory Slaughter, tak i „Pęknięcie” charakteryzuje zwarta akcja, mocna, przemyślana fabuła i inteligentne dialogi. Trudno mi streszczać jej książki. Może dlatego, że nigdy nie wiem od czego zacząć. W momencie gdy pojawia się pierwszy trup, pojawiają się również nowe motywy, cała masa powiązanych ze sprawą w mniejszy lub większy sposób postaci, a kiedy śledztwo nabiera kolorytu, okazuje się, że wciąż tkwimy w martwym punkcie. Slaugher wyraźnie lubi bawić się z czytelnikiem. Zaskakuje często, ale nie ma w tym przesady. Nie popisuje się. Nie ma nic gorszego od kryminału czy thrillera, w którym więcej jest opisów rzezi, koślawej psychologii i przemaglowanych na różne sposoby, utartych schematów. „Pękniecie” jest inne. Tworzy zwartą całość, a oryginalny koncept został rozwinięty rewelacyjnie.

Powieść zaczyna się dość tajemniczo. Gdy Abigail Compano wraca do domu, zauważa na podłodze potłuczone szkło. Ogólny nieład każe jej myśleć, że doszło do włamania. Po chwili prawda dosłownie staje jej przed oczyma. Na progu swojej sypialni znajduje zwłoki młodej dziewczyny. Jest przekonana, że to jej córka Emma. Na miejscu zbrodni natyka się na chłopaka. Sądząc, że to zabójca, zabija go.

Jak się okazuje trup w sypialni to nie jej córka, a młodzieniec, którego pozbawiła życia nie jest mordercą.

Dość zawiłą sprawę zmuszony będzie rozwiązać wspomniany już agent specjalny Will Trent. Postać to o tyle ciekawa, że posiadająca szczególnie nieprzyjemną przeszłość. Jako dzieciak wylądował w kuble na śmieci, a następnie trafił do domu dziecka. Nigdy nie nauczył się czytać ani pisać. Mimo analfabetyzmu jest jednym z lepszych gliniarzy jakich widziała Atlanta. Posiada pewne zdolności i wysoki iloraz inteligencji, dzięki którym okazuje się bezkonkurencyjny. Już w „Tryptyku” mogliśmy podziwiać go jako wrażliwego, zamkniętego w sobie faceta, niezwykle oszczędnego w słowa, za to niebywale zdeterminowanego w kwestii prowadzenia śledztw. W „Pęknięciu” poznamy go jeszcze lepiej, a jego przeszłość odegra – że tak to ujmę – znaczącą rolę.

Oprócz czarnego charakteru, jego ofiary i prowadzących śledztwo gliniarzy mamy w „Pęknięciu” wiele wątków psychologicznych, które są nakreślone niebanalnie i z wielką precyzją. Slaughter wie, o czym pisze i czyni to w sposób dojrzały. Jej zdaniem „Każda dobra historia powinna odpowiadać na pewne pytania już na samym wstępie. Zradzać swego rodzaju intrygę, którą należy umiejętnie rozbudować tak, by czytelnik czuł dreszcz emocji docierając do końca opowieści.” Nic dodać nic ująć.

Nie wiem czy doszukałbym się słabych stron tej powieści. Nie mam nawet ochoty tego robić. Jako thriller rzecz jest bardzo dobra. Jeśli lubicie tego typu prozę, a nie znacie Slaughter, nadróbcie zaległości.

1 komentarz:

  1. Właśnie kupiłam. Ciekawe jak mnie się spodoba.
    Pozdrawiam
    kot w butach

    OdpowiedzUsuń